Biznes to nie przelewki. Stawka jest wysoka, a równa się spodziewanym dochodom. Dlatego trzeba walczyć, często wszelkimi możliwymi środkami. Takie podejście wpływa też na język. W dzisiejszym wpisie zastanowimy się nad tym, czy język biznesu jest toksyczny i jak wpływa na relacje w pracy.

Spis Treści
Język biznesu – czym się charakteryzuje
Język biznesowy to charakterystyczne zwroty, słownictwo a nawet slang, typowy dla danej firmy lub branży. Niektóre z owych zwrotów i słów są unikalne i nie występują poza zakładem pracy. Jest to więc specjalistyczny język, rządzący się swoimi prawami, choć oczywiście musi być ogólnie gramatycznie poprawny. Nie oznacza to przy tym jakiegoś kodu, po krótszym lub dłuższym czasie opanować go może każdy, a jeśli jest zatrudniony w danym przedsiębiorstwie wręcz musi.
Przy czym język biznesu ma pewne charakterystyczne cechy, które występują w każdej firmie. Zależy to od modelu biznesowego a nawet całej narracji dominującej w kraju. Inaczej bowiem „mówią” firmy dziś a inaczej „mówiły” w PRL. Inne były akcenty, charakterystyczne zwroty, inne hasła motywacyjne. Jak widzimy język biznesu nie funkcjonuje samodzielnie, ale w odniesieniu do systemu politycznego kraju, w jakim prowadzone są firmy.
A jak dzisiaj urządzony jest nasz kraj a w dużej mierze świat? Nastawiony jest na ciągłe pomnażanie zysków i konkurencję rynkową. A skoro konkurencję, to wyeliminowanie lub zdominowanie przeciwników biznesowych. Ku temu właśnie przede wszystkim służy współczesny język biznesowy. Ma uzasadniać i usprawiedliwiać konkurencję i stałe pomnażanie zysków. A to już sugeruje, że niekoniecznie musi być przyjazny.
Język biznesu – czy przejął słownictwo wojskowe
Słownictwo wojskowe na stałe zadomowiło się w nomenklaturze biznesowej. Jest tak powszechne, że nie zwracamy na to uwagi. Jednak doskonale pasuje do konkurencyjnej gospodarki rynkowej. Konkurencję „wygrywa” się niczym bitwę. Podobne firmy „eliminuje” się z rynku jak wroga z pola walki. Planuje się „strategię” biznesową jak strategię w czasie wojny. Zaś filie firm przejmują kolejne terytoria w innych krajach.
Wydaje się więc, że logika działań wojennych jak i biznesowych są łudząco do siebie podobne. Pracowników, niczym żołnierzy zachęca się do wytężonej walki, choć w przypadku biznesu to oczywiście walka o klienta. Przy czym najniższy szczebel pracowników, tak jak szeregowi żołnierze, niezbyt się liczą, są łatwo zastępowalni. Dotyczy to wielkich korporacji, jak i małych przedsiębiorstw. Cel uświęca środki, a celem jest wygrana i dalsze zyski/ekspansja.
Hasła motywacyjne ciągle mają zachęcać do zdwojonych wysiłków. Zarówno w koszarach jak i w czasie pracy, hierarchiczna struktura organizacyjna całkowicie podporządkowuje niższych stażem i stopniem. Atmosfera staje się nerwowa, wróg czyha na naszą słabość, dlatego trzeba rozplanować nowe „działania” celem „eliminacji” konkurencji. Można też wygrać bitwę, ale nie wojnę, dlatego nie należy ustawać w wysiłkach zmierzających do ostatecznego i całkowitego zwycięstwa.

Toksyczny język biznesu – jak wpływa na pracę
Można sobie zadać pytanie, czy taki język nie jest toksyczny? Niby występuje wszechobecnie w strukturach biznesowych, powszednieje, więc chyba jest normalny. Normy jednak ktoś ustanawia. Pytanie kolejne – jak tak hiperkonkurencyjny język wpływa na pracowników i atmosferę w pracy, i na biznes jako taki?
Na pewno zachęca do działania, jednak nie do współpracy. Albo się z konkurencją walczy, albo współpracuje dla osiągnięcia wspólnego celu. Jednak każda firma dąży do jak największych zysków, a w tym przeszkadzają inne przedsiębiorstwa. Dlatego są raczej wrogami niż przyjaciółmi. Wniosek płynie z tego taki, że musimy je wyeliminować i postrzegać jako nieprzyjacielskie.
To wpływa na nerwową atmosferę w pracy i samopoczucie pracowników. Zwłaszcza, jeśli wprowadza się konkurencję między nimi jako sposób na motywację do wytężonej pracy. Może w ten sposób zanikać empatia, jak i wzajemne zaufanie. Język, jakim posługiwaliśmy się względem konkurencji w biznesie, może zacząć być używany wśród kolegów z pracy i prowadzić do mobbingu. Wydaje się więc, że toksyczny język biznesowy, oparty na słownictwie wojskowym nie zawsze przynosi zamierzone efekty.